Andy Ruiz Jr został pierwszym meksykańskim mistrzem świata wagi ciężkiej. W Nowym Jorku wygrał przez techniczny nokaut w siódmej rundzie z dotychczasowym czempionem WBA, IBF, WBO oraz IBO Brytyjczykiem Anthonym Joshuą.
Zwycięstwo Ruiza nad niepokonanym dotąd Josuhą to jedna z największych sensacji ostatnich lat w zawodowym pięściarstwie. Zaledwie miesiąc przed wyznaczonym terminem pojedynku Meksykanin zastąpił pierwszego rywala Anglika – Amerykanina Jarrela Millera, przyłapanego na stosowaniu dopingu. Eksperci byli przekonani, że broniący tytułu Joshua bez problemu poradzi sobie z Ruizem. Stało się inaczej.
– Dziękuję Bogu za to, że dał mi to zwycięstwo. Bez niego nie byłoby to możliwe. I po prostu czuję się dobrze. O tym marzyłem. To jest to, nad czym ciężko pracowałem i nie mogę uwierzyć, że właśnie spełniłem marzenia. To były moje pierwsze deski w karierze, ale wiecie co? One mnie wzmocniły. Sprawiły, że musiałem go powalić. Chciałem tego jeszcze bardziej (…). Chce trzymać formę i wyglądać jak meksykański Anthony Joshua – stwierdził Ruiz.
Joshua wcześniej wygrał wszystkie 22 walki, w tym 21 przed czasem. Meksykanin miał 32 wygrane i porażkę na punkty pod koniec 2016 roku w pojedynku o pas WBO z Nowozelandczykiem Josephem Parkerem.
Wszystko wskazuje na to, że kibice raz jeszcze zobaczą pięściarzy w ringu. Chce tego m.in. "AJ". – To nie była moja noc. Ta noc należała do Ruiza. Spójrzmy na to inaczej. To dobre dla telewidzów, dla DAZN i oglądających nas osób. Muszę wrócić i się poprawić. Chcę jak najszybciej odzyskać pasy. Może do tego dojść w USA lub Wielkiej Brytanii, bez różnicy. Rewanż na pewno będzie. Nie chcę żadnej rozgrzewkowej walki. Nie ma mowy, żebym walczył z kimś przed Ruizem. Żadnych wymówek, biorę to na klatę. Nie mam żadnych pretensji do sędziego. Przegrałem bitwę, nie wojnę – przekazał.